22 February 2014

Rejterada z okrętu Janukowycza. Ale Majdan chce więcej - jego głowy

Wacław Radziwinowicz (Kijów)

21.02.2014 , aktualizacja: 22.02.2014 09:02


Majdan wygwizdał porozumienie Janukowycza z liderami opozycji i stawia ultimatum: "Dymisja Janukowycza dzisiaj do godziny 10". Ale prezydenta już nie ma w Kijowie. Razem ze swoją świtą odleciał w nocy do Charkowa.


W piątek wczesnym popołudniem przy stacji metra Chreszczatyk, gdzie znajduje się ogromna barykada zawsze otoczona tłumem, w niebo poleciały fajerwerki i podniósł się niesamowity tumult. Ludzie jeden przez drugiego wrzeszczeli: - Bandukowycz [tak Majdan zwie prezydenta Janukowycza] podał się do dymisji! Dymisja! Koniec!

Radość wybuchła niesamowita. Ale ze sceny Majdanu tej wspaniałej nowiny nie potwierdzono...


Z mordercami nie ma układów

Prezydent, jak się okazało, zgodził się właśnie na rozpisanie przedterminowych wyborów głowy państwa w grudniu, więc przyspieszonych zaledwie o parę miesięcy.

Wiadomość - która jeszcze kilka dni temu zostałaby przyjęta z entuzjazmem - tłum skwitował okrzykami: "Hańba!".

Kiedy na trybunę wyszedł delegat z Iwano-Frankowska, by powiedzieć, że z Bandukowyczem nie wolno iść na żadne układy, a ten, kto próbuje z nim negocjować, staje się "wspólnikiem mordercy", ludzie odpowiedzieli, krzycząc: "Mołodiec!". Ale kiedy przywołał słowa uwięzionej Julii Tymoszenko, że z "Janukowyczem można rozmawiać tylko o stworzeniu mu korytarza, którym wyjedzie z kraju", rozległy się gwizdy i krzyki: "Zeka na nary!" [Więźnia na pryczę], przypominające, że prezydent ma bogatą przeszłość kryminalną, a w biografii - kilka odsiedzianych wyroków.

Majdan chce głowy Janukowycza i jego współpracowników odpowiedzialnych za czwartkową masakrę w stolicy, kiedy snajperzy Berkutu i służb specjalnych, strzelając na zimno, z premedytacją zabili co najmniej 75 osób.

Według opozycjonistów srogo ukarany musi być przede wszystkim minister spraw wewnętrznych Witalij Zacharczenko, który jeszcze po czwartkowych jatkach straszył, że polecił wydać milicjantom ostrą amunicję i rozkazał im "używać broni zgodnie z przepisami".

Nocna rejterada oligarchów

To, że Janukowycz, wcześniej czujący poparcie Kremla i nieskłonny do ustępstw, teraz próbował znaleźć kompromis z opozycją, było jasne już w czwartek. Wtedy to okazało się, że bezmyślne rozstrzelanie dziesiątek ludzi nie złamało determinacji Majdanu, lecz ją wzmocniło.

Szybciej od swego politycznego patrona zrozumieli to ukraińscy oligarchowie, na których opierała się jego władza. W nocy z czwartku na piątek na kijowskim lotnisku Żulany zdaniem jego rzeczniczki "ruch był większy niż podczas futbolowych mistrzostw Europy w 2012 r.". Do rana odleciało stąd ponad 80 prywatnych luksusowych odrzutowców. 30 skierowało się ku Moskwie, 35 wywiozło swoich właścicieli do Europy Zachodniej.

Julia Mostowa, redaktor naczelna renomowanego kijowskiego tygodnika "Dzerkało Tyżnia", podała mi kiedyś taką charakterystykę pochodzących w większości z Doniecka miliarderów ze świty Janukowycza: "Szybko odeszli na salony od porzuconych sztolni, w których ukryli trupy swoich konkurentów, bo mają genialne wyczucie, skąd i z jaką siłą wieje wiatr".

Nocna rejterada oligarchów i ich rodzin potwierdza tę opinię.

Do Moskwy - niby na krótko i tylko po to, by wystąpić w programie w jednym z federalnych kanałów telewizji rosyjskiej - czmychnął, i to już w czwartek po południu, poseł prezydenckiej Partii Regionów Ołeh Cariow. Rodacy pewnie długo będą pamiętać, że podczas konfliktu odgrywał rolę "prawidłowego Ukraińca", który w moskiewskich kanałach telewizyjnych w imieniu swego kraju dawał taki głos, jakiego tam akurat oczekiwali. Niemal codziennie gromił "banderowców" z Majdanu, wzywał do zdecydowanej rozprawy z "faszystami".

Szmatka, o którą wszyscy wycierają nogi

Sygnałem do rejterady było i to, że Moskwa machnęła ręką na Janukowycza. W czwartek na posiedzeniu rządu akurat nie Władimir Putin, ale jego premier Dmitrij Miedwiediew obiecał, że Rosja wywiąże się ze swoich zobowiązań wobec sąsiedniego kraju. Ale chciałaby, by rządził tam mocny polityk, a nie "szmatka, o którą wszyscy wycierają nogi".

Ta fraza niewątpliwie przejdzie do historii stosunków międzynarodowych. Obietnicę dotrzymania zobowiązań Miedwiediew złożył też tylko - jak mawia się w Rosji - "dla pięknego słowa".

W tych dniach Moskwa miała wykupić ukraińskie euroobligacje za 2 mld dolarów, lokując tę solidną sumę w nic niewarte papiery wartościowe, by ratować pikującą gospodarkę sąsiada. To miała być część 15-miliardowego wsparcia, za jakie Putin kupił u Janukowycza jego wycofanie się z podpisania układu o stowarzyszeniu z Unią Europejską.

Władze ukraińskie ogłosiły, że nie wypuściły obligacji, bo najwyraźniej zrozumiały, że ich lojalność wobec Kremla jest już dla Moskwy tak samo cenna jak ich papiery wartościowe.

Przy tym Putin na swojego przedstawiciela uczestniczącego w rozmowach na temat rozwiązania konfliktu w Kijowie wyznaczył Władimira Łukina, znakomitego dyplomatę, człowieka wielkiej kultury i uczciwości, do niedawna rzecznika praw człowieka. Gdyby Moskwa liczyła na to, że w Kijowie może jeszcze coś ugrać, wystawiłaby - jak się tam spodziewano - wicepremiera Dmitrija Rogozina: polityka pewnego siebie i aroganckiego, a nie rozważnego obrońcę praw człowieka.

W efekcie w czwartek wieczorem na zwołanej przez opozycjonistów sesji Rady Najwyższej, która miała ograniczyć kompetencje Janukowycza, zjawiło się wielu posłów Partii Regionów, przechodząc w ten sposób de facto na stronę oponentów prezydenta. Późnym wieczorem było ich tam już 238, czyli większość parlamentarzystów. W ten sposób Janukowycz stracił też Radę, którą od lat niepodzielnie kontrolował.

Milicjanci z Majdanem, tituszki precz

A w piątek od rana Majdan oklaskiwał kolejne grupy milicjantów, którzy w mundurach ściągali z zachodu kraju, by wraz z opozycjonistami stanąć na otaczających Majdan barykadach.

Płk Wasyl Klikuwskij jako pierwszy stawił się na centralnym placu Kijowa razem z 30 podwładnymi. Kilka godzin potem spotkałem go na wielkiej barykadzie na ulicy Instytuckiej, gdzie w czwartek snajperzy strzelali do wszystkiego, co się ruszało.

- Przyjechaliśmy tu bez broni. Nie po to, by zabijać, tylko by być z naszymi rodakami - powiedział mi pułkownik, który tak samo jak jego ludzie przywiązał do pagonu niebiesko-żółtą wstążeczkę, znak rozpoznawczy "milicjantów Majdanu".

Oficer zapowiedział, że wkrótce pójdzie do berkutowców, którzy kilkaset kroków od barykady strzegli siedziby prezydenta i nieco dalej - Rady Najwyższej.

To mu się jednak nie udało. Oddziały dotąd lojalne wobec Janukowycza odeszły z dzielnicy rządowej, wykonując decyzję Rady Najwyższej, którą dzień wcześniej zwołała opozycja.

A jeszcze przed nimi z parku Marijskiego w pobliżu Rady błyskawicznie wyparował antymajdan - rozbity pod ochroną Berkutu obóz tituszków. Opłacani przez władze dresiarze napadali na opozycjonistów, porywali ich i mordowali, grabili też kijowian. Nie wiadomo nawet, gdzie się podziali, czy sponsorzy chuliganów do wynajęcia zdążyli ich wywieźć, czy też sami, każdy na własną rękę, rozbiegli się po mieście.

Kompromis i ustawa za ustawą

Janukowycz, choć do stracenia zostało mu już niewiele, uparcie próbował coś jeszcze ugrać. Przez całą noc i do piątkowego popołudnia targował się z przedstawicielami ukraińskiej opozycji - Witalijem Kliczką z UDAR-u, Arsenijem Jaceniukiem z Batkiwszczyny i Ołehem Tiahnybokiem ze Swobody. Spotykał się też, jak w czwartek, z wysłannikami Unii Europejskiej, szefami MSZ Polski i Niemiec: Radosławem Sikorskim oraz Frankiem-Walterem Steinmeierem. W ich rozmowę włączył się też Łukin.

W efekcie w piątek po południu prezydent i przywódcy reprezentowanych w Radzie partii podpisali porozumienie. Jego główne punkty to powrót do konstytucji z 2004 r. dającej prezydentowi znacznie mniejsze niż teraz kompetencje oraz przeprowadzenie "nie później niż w grudniu" przyspieszonych wyborów prezydenckich. Do końca września ma też zostać przeprowadzona gruntowna reforma konstytucyjna.

Układ parafowali wysłannicy Europy. Łukin podpisu nie złożył.

Rada szybko - i od razu przeważającą większością głosów - przyjęła uchwały o przywróceniu konstytucji i o zwolnieniu od odpowiedzialności karnej oraz administracyjnej uczestników protestów w ostatnich miesiącach, a także o uwolnieniu z więzienia Julii Tymoszenko.

Posłowie przegłosowali również zdymisjonowanie szefa MSW Witalija Zacharczenki. Za było 332 parlamentarzystów. Swojego ministra utopili więc, a znienawidzoną przez siebie byłą premier wyciągnęli z toni ludzie Partii Regionów.

Z Janukowyczem trzeba skończyć

Majdan kompromis opozycji z Janukowyczem przyjął z umiarkowaną radością, ale bez entuzjazmu.

Prawy Sektor, który kierował obroną obozu na placu i starciami z Berkutem, ogłosił, że nie uznaje porozumienia z Janukowyczem i będzie kontynuować walkę "do ostatecznego rozgromienia reżimu".

- Bandukowycz musi siedzieć, a nie kombinować, jak wygrać kolejne wybory. Przez ostatnie tygodnie straciłem 80 ludzi z mojej sotni - powiedział "Wyborczej" Ołeksandr Malczewski, setnik dowodzący obrońcami barykady na ul. Hruszewskiego.

- 17-letniemu chłopakowi wystrzelili oczy, inny, 18-letni, jest sparaliżowany. Wielu zginęło. Ich śmierć nie może pójść na marne. Z Janukowyczem trzeba skończyć, a nie z nim kombinować. Zostajemy na Majdanie - zapowiada Malczewski.

Panichida nad trumnami

Późnym wieczorem na Majdanie odprawiono panichidę - nabożeństwo żałobne za zabitych w czwartkowych starciach. Ich trumny stanęły na placu, z otwartymi wiekami. Tłum skandował nad nimi: "Śmierć zekowi".

Majdan wygwizduje polityków, którzy podpisali porozumienie z Janukowyczem. I odgraża się, że jeśli jutro do 10 rano przywódcy opozycji nie zażądają dymisji prezydenta, pójdzie szturmować rządowe gmachy.

Późnym wieczorem okazało się, że prezydent razem z przewodniczącym Rady Najwyższej (parlamentu) Wołodymyrem Rybakiem, szefem administracji prezydenckiej Andriejem Klujewem oraz biznesmenem i deputowanym Wadymem Nowinskim opuścili Kijów.

Przez jakiś czas krążyły plotki, że to początek ucieczki do Rosji, ale różne źródła zaczęły dementować tę informację. W końcu podano, że Janukowycz poleciał do Charkowa, gdzie ma się odbyć zjazd deputowanych ze wschodnich regionów kraju. Zjazd przygotowuje tzw. Ukraiński Front, powołany w odpowiedzi na protesty antyrządowe w Kijowie - poinformowała Polska Agencja Prasowa, powołując się na portal internetowy Glavcom.ua...

 


Zaufać krwawemu Janukowyczowi? Aleksander Kwaśniewski analizuje porozumienie na Ukrainie

Aleksander Kwaśniewski Notowała Agnieszka Kublik

21.02.2014 , aktualizacja: 21.02.2014 23:14


Namawiam opozycję do przyjęcia tych rozwiązań. Należy utrzymać misję Europy w Kijowie, by pilnowała ustaleń. Trzeba do tego wciągnąć również Rosję i Amerykę - uważa były prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Porozumienie tymczasowe na Ukrainie jest bardzo niepewne. Jest to porozumienie między prezydentem Janukowyczem, który już niejedną umowę złamał, opozycją i Majdanem, który też może jeszcze różnie się zachować. Byłoby dobrze, gdyby je przyjęto jako mocną podstawę dla rozwiązania konfliktu, przede wszystkim dla zaprzestania przemocy z obu stron.

Słyszałem, że Radosław Sikorski miał powiedzieć: "albo poprzecie porozumienie, albo będziecie mieli stan wojenny, armię, wszyscy będziecie martwi". Nie wiem, czy tak było, ale jedno jest pewne: alternatywą dla kompromisu jest groźba wojny domowej. Wojna domowa pożera mnóstwo ofiar, niewinnych ludzi, niszczy gospodarkę i państwo. Dzisiaj lepiej zatrzymać się przed takim najtragiczniejszym scenariuszem, nawet jeśli każda ze stron musi coś poświęcić i boi się - co zrozumiałe - że zostanie oszukana.


Ja bym namawiał opozycję do przyjęcia tych rozwiązań. Myślę, że z liderami opozycji nie będzie trudno, ale jest problem Majdanu. Ludzie są na granicy wytrzymałości. Poginęli członkowie ich rodzin, poginęli ich znajomi, ten radykalizm Majdanu jest zrozumiały. Ale nie może być przewodnikiem do przyszłości, bo z wojny nikt nie wyjdzie zwycięski.

Misja unijnych ministrów

Jak zaufać krwawemu Janukowyczowi, który teraz chce pokojowego porozumienia? Myślę, że jedyną metodą jest to podpisać, a potem utrzymać misję unijnego trio: Radosław Sikorski, Laurent Fabius i Frank-Walter Steinmeier. Jest ona sukcesem Europy, ale też Trójkąta Weimarskiego, po raz pierwszy od lat widać, że może on coś zrobić. Dlatego obecność tych ministrów jest konieczna. Muszą być tam obecni przez najbliższe godziny. I bardzo często przez najbliższe dni, aby być gwarantem ustaleń. Czeka nas dziesięć miesięcy niepewności, bo jest decyzja o wyborach prezydenckich zaledwie trzy miesiące wcześniej, niż to wynika z konstytucji.

Majdan nie chce żyć aż dziesięciu miesięcy z tym prezydentem, dla Majdanu on jest w ogóle nie do przyjęcia. A więc czy to będzie dziesięć miesięcy, czy cztery, czy dwa - problem jest ten sam. Jednak ten czas jest potrzebny również opozycji, by uporządkować szeregi i przyjąć strategię na wybory prezydenckie. Trzeba przecież jeszcze te wybory wygrać. W Kijowie i na zachodzie kraju Janukowycz nie ma żadnych szans, ale on i Partia Regionów ma wciąż silną bazę w Doniecku, w Charkowie, w Ługańsku, a to najbardziej zaludnione obszary Ukrainy. Opozycja nie ma jeszcze sukcesu w kieszeni. Będzie o to batalia.

Znając moich ukraińskich przyjaciół, wiem, że to będzie tak szło: jeden krok naprzód, dwa do tyłu, dwa do przodu, jeden do tyłu. Takiej huśtawki musimy się spodziewać. Tym bardziej misja europejska powinna być kontynuowana, może w jakimś momencie musi być nawet podniesiona na wyższy poziom, np. szefów państw.

Moim zdaniem misja ta powinna zwrócić się do Rosjan o obecność. Zastanawiałbym się też, jak włączyć Amerykanów. Podpowiem im, że ciągle w mocy jest dokument, o którym wszyscy zapomnieli: w 1994 r. w Moskwie prezydenci Rosji, USA i Ukrainy podpisali porozumienie o denuklearyzacji Ukrainy. Tam były bardzo poważne gwarancje dla Ukrainy dotyczące suwerenności i stabilności. Można by użyć tego porozumienia jako podstawy do działania grupy amerykańsko-europejsko-rosyjskiej, która by monitorowała wszystko dalej. I pilnowała, by umowa była wypełniana, a w razie czego służyć pomocą, gdyby ponownie zaczęły się niepokoje.

On walczy o życie

Dzisiaj Janukowycz i jego otoczenie nie mają wyjścia: albo mogą się poddać, i to natychmiast, szukając bezpiecznego miejsca, albo walczyć. Dla nich władza oznacza również bezpieczeństwo. Obawiam się więc, że to partner o niskiej wiarygodności, ale też taki, który walczy o życie, mówiąc wprost.

Spodziewam się z tej strony niemałych kłopotów. Najważniejsze jednak, aby nastąpił pierwszy krok. Jeżeli w tym pierwszym kroku uda się choćby tylko tyle, że zatrzymujemy przemoc i nie ma już więcej ofiar - to już sukces.

Jeżeli zaś ten kompromis oznacza nie tylko, że nie ma ofiar, ale jest też plan - to sukces jest spory. Za dziesięć dni nowy rząd otrzymuje misję przynajmniej w dwóch ważnych kwestiach, czyli: uratować sytuację finansową i przygotować uczciwe wybory. A później kampania prezydencka, która zacznie się przecież natychmiast, i wybory w grudniu.

Rząd ten powinien być złożony z dobrych administratorów i polityków akceptowanych przez obie strony. Z osób z autorytetem, choć z tym może być kłopot. Liderzy partii opozycyjnych nie powinni do niego wchodzić, lecz osoby przez nich wskazane, znane opinii publicznej. Nie wymienię nazwisk, żeby nie było z mojej strony żadnego mieszania się.

Unia jednak pomogła

" Jesteś za stara, ślepa na to, co się dzieje, jesteś głucha i nie słyszysz krzyków. Ale przede wszystkim nie chcesz pomóc nikomu, dopóki nie przyniesie ci to zysku" - piszą o Europie demonstranci z Majdanu. Część pretensji do Europy można uzasadnić, ale część jest nietrafiona, bo Europa jest strukturą skrajnie demokratyczną, w której szuka się kompromisów. To wyklucza, by Europa działała w stylu Putina, który wydaje decyzje i wszyscy wykonują, wskazuje pieniądze i one są wydawane.

Największy atut, który Europa ma i który powinna chronić, polega na tym, że na Ukrainie setki tysięcy ludzi wyszły na ulice - nie bacząc na mróz, nie bacząc na ryzyko utraty życia - by upomnieć się o Europę, o wartości, które im oferujemy.

Europę prawdopodobnie obciąża to, że gdyby reakcje były szybsze, nie doszłoby do ofiar śmiertelnych. Ale to dzięki inicjatywie europejskiej mamy dzisiaj jakiś kompromis. Wcześniej nikt nie chciał nad nim pracować. Rosjanie mówili, by się nie mieszać w sprawy ukraińskie, i umywali ręce. Janukowycz rozmawiał z opozycją o niczym. Dopiero inicjatywa Unii, wsparta sankcjami wobec ważnych ludzi na Ukrainie, sprawiła, że mamy dzisiaj niepewne, podkreślam niepewne, ale jednak jakieś wyjście z sytuacji.

Polska może zrobić tyle, ile możemy zrobić w ramach Unii i razem z nią. Myślę, że w Polsce dokonuje się wielkie przewartościowanie. Historyczne resentymenty jakby stały się drugorzędne wobec przekonania, że mamy sąsiada, z którym nas więcej łączy, niż dzieli, i któremu należy w takiej chwili pomagać. Mogłoby to być wielkim kapitałem na przyszłość.

Ameryka też jest nam niezwykle potrzebna, powinniśmy ją wciągać w poszukiwanie rozwiązania dla Ukrainy. Stany Zjednoczone dysponują wielkimi możliwościami politycznymi i finansowymi, z których nie wolno rezygnować. Cała wspólnota euroatlantycka powinna w sprawie Ukrainy mieć jedną, skoordynowaną politykę, z wysokim priorytetem...

 


Mimo strasznych ofiar, Majdan wytrwał. A Ukraińcy rozczarowani są postawą Europy

Mirosław Czech

21.02.2014 , aktualizacja: 21.02.2014 23:28


Europa nigdy nie powinna zapomnieć, że Janukowycz kazał na Majdanie zabijać, by obronić swoją władzę, wkupić się w łaski Putina, zniszczyć europejskie marzenia Ukraińców, odrzeć ich z narodowej godności.


Wielogodzinne negocjacje między Wiktorem Janukowyczem a opozycją z udziałem ministrów spraw zagranicznych Niemiec, Francji i Polski oraz wysłannika Władimira Putina zakończyły się porozumieniem. Zakłada ono powrót do konstytucji z 2004 r. (ogranicza uprawnienia prezydenta), powołanie nowego rządu i przyspieszone wybory prezydenckie w 2014 r.

Państwo zaczyna działać

Swoim zwyczajem Janukowycz chciał grać na czas i kontynuować eskalację represji. Zgodnie z założeniem, że po każdym uderzeniu można pójść na pozorne ustępstwa, by przygotować kolejny brutalny atak. W nocy z czwartku na piątek do Kijowa dochodziły informacje o ruchach wojska, w dzielnicy rządowej rozłożył się Berkut, a 30 uzbrojonych w broń palną funkcjonariuszy weszło do parlamentu, by... ochraniać wiceprzewodniczącego Rady Najwyższej z partii komunistycznej. Arsenij Jaceniuk wyrzucił ich z budynku.

Ogarniętemu śmiertelnym strachem reżimowi Janukowycza współczesny Kijów pomylił się z Chicago lat 30. minionego wieku lub Medellin w Kolumbii, stolicą narkotykowych baronów.

Opozycyjna trójka wytrzymała taktykę Janukowycza. Poszli na ustępstwa i uzyskali wsparcie swoich formacji politycznych. Majdan postawił jednak twarde warunki: dymisja Janukowycza i uwolnienie wszystkich więźniów politycznych, w tym Julii Tymoszenko. I tak też się stało. Parlament przyjął uchwałę w sprawie powrotu do konstytucji z 2004 r., zdymisjonował ministra spraw wewnętrznych i podjął uchwałę o uwolnieniu byłej premier. To przesądza, że wybory prezydenckie odbędą się na wiosnę. Służba Bezpieczeństwa ostrzegła polityków, którzy działają na rzecz podziału kraju, że narażają się na oskarżenie o zdradę stanu. Państwo ukraińskie zaczyna odzyskiwać sterowność po zniszczeniach, których dokonał gasnący reżim.

Janukowycz praktycznie nie ma już instrumentów, by ponownie uderzyć na Majdan. Ostatecznie tę możliwość odbierze mu powołanie nowego rządu z udziałem opozycji.

"Miękka siła" Unii i "realizm" satrapy

Trwające od trzech miesięcy protesty na Ukrainie były jak lustro, w którym Europa mogła się przejrzeć. Zobaczyć, w jakim stanie znajdują się wartości, na których została zbudowana. I odpowiedzieć: czy i w jaki sposób może ich bronić na swoich peryferiach. Poznać siłę swoich instytucji oraz ich zdolność do przyjścia z pomocą tym, którzy za urzeczywistnienie marzenia o dołączeniu do Europy gotowi są zapłacić życiem.

Skonfrontować swoją zdolność do prowadzenia polityki opartej na "miękkiej sile" z "realizmem" satrapów grabiących własny naród i trzymających się władzy wszelkimi środkami. Włącznie z rzezią dokonaną na nieuzbrojonych manifestantach.

Europa zdała egzamin z deklaracji i uniesień. Całkowicie usprawiedliwionych, bo "euromajdan to największa proeuropejska demonstracja w historii UE" - jak podkreślali europejscy politycy. Często gościli oni na Majdanie, szczególnie na początku, gdy jeszcze nie polała się krew. Parlament Europejski podejmował uchwały z poparciem dla protestujących; Catherine Ashton, szefowa unijnej dyplomacji, kilkakrotnie gościła w Kijowie, by mediować między Janukowyczem a opozycją. Podobnie Stefan Fülle, komisarz ds. rozszerzenia Unii.

Europejscy intelektualiści i dziennikarze słali na Ukrainę wyrazy solidarności. Europejskie media z coraz większym przejęciem i współczuciem relacjonowały wydarzenia z Kijowa. Dziennikarze mężnie stali na Majdanie również wtedy, gdy groziło to ich życiu i zdrowiu. Także dzięki nim wstrząsające zdjęcia z Kijowa obiegły świat. Świat trafnie ocenił, że krwawym satrapą z Kijowa kieruje długa ręka Putina.


Głos jak z Kremla

Wpływowy okazał się jednak nurt odmienny, powtarzający tezy propagandy rosyjskiej i ukraińskiej propagandy oficjalnej: Majdan to radykałowie i nacjonaliści, którzy chcą siłą obalić legalnie obranego prezydenta. Strzelają do Berkutu, znęcają się nad milicjantami i zagrażają zwykłym mieszkańcom. Nad protestami nikt nie panuje, opozycja jest podzielona i niezdolna do wzięcia odpowiedzialności za państwo. Majdan nie ma przywódcy, który potrafiłby nad nim zapanować i być właściwym partnerem dla władzy. Ukrainie zagraża wojna domowa, bo awanturnicza opozycja przejęła władzę w połowie kraju. Takie to tezy płynęły z Kremla.

Wiedzieliśmy, że na Zachodzie są silne środowiska prorosyjskie. Zaskakuje jednak to, że silna opcja prorosyjska jest również w Polsce. Nawet dziś część polityków i komentatorów powtarza, że "opozycja nie ma kontroli nad Majdanem", mimo że po wejściu w życie amnestii protestujący opuścili wszystkie siedziby administracji. W krwawy czwartek każdy mógł zobaczyć, że komendantura samoobrony Majdanu panuje nad swoimi członkami, choć wielu z nich zginęło od kul snajperów.

I nie dali się wciągnąć w pułapkę, gdy Berkut opuścił okolice Rady Najwyższej. Manifestanci, jak przypuszczały siły Janukowycza, nie powstrzymają się przed zajęciem parlamentu. Moskiewska "Komsomolskaja Prawda" poinformowała już nawet o tym na stronach internetowych. Komendantura nakazała samoobronie zająć linię barykad utraconych we wtorek.

Zbrodniarz

Do światowej i polskiej opinii publicznej z trudem przebija konstatacja, że od 19 stycznia (pierwszy szturm Majdanu z użyciem broni) wielkie siły milicji i służb specjalnych prowadzą przeciwko euromajdanowi operację militarną. I że władze chcą wykorzystać wszelkie środki, łącznie z użyciem wojska, by urządzić Majdanowi krwawą łaźnię. Bo ludzie bez osiągnięcia swoich celów z Majdanu nie ustąpią.

Zwolniony w środę szef sztabu armii ukraińskiej powiedział w telewizji, że Janukowycz go zdymisjonował za odmowę wydania takiego rozkazu. Janukowycz jest zbrodniarzem i zadanie światowych przywódców polega na tym, by pomóc opozycji w doprowadzeniu do jego szybkiej dymisji, by nie mógł już popełniać zbrodni.

Dlatego zaszokowały mnie oświadczenia polityków polskich, że za eskalację starć z 18-19 lutego w równym stopniu odpowiadają opozycja i władza. Trudno mi było uwierzyć, że takie opinie wypowiadają politycy kraju, w którym narodziła się "Solidarność", zginęli górnicy kopalni Wujek i oficerowie bezpieki zamordowali ks. Popiełuszkę. Wtedy propaganda PRL też mówiła o "ekstremistach", którzy poważyli się "podnieść zbrojną rękę" na władzę ludową. Dobrze więc, że premier Donald Tusk w sejmowym wystąpieniu odpowiedzialnością za kijowski dramat obciążył wyłącznie Janukowycza.

 

Zmarł na moich rękach

Znajoma powiedziała mi, że w euromajdanie najbardziej zdumiało ją to, że młodzi ludzie są gotowi oddać życie w imię ogólnoludzkich i europejskich wartości i ideałów. "Dzieje się to przecież w XXI w., w epoce postmodernistycznej, która miała zlikwidować wiarę w jakiekolwiek trwałe wartości. Wszystko przecież wydaje się względne". Młodzi Ukraińcy pokazali, że tak nie jest.

Kateryna Hładka, dwudziestoparoletnia dziennikarka, pod wpływem wydarzeń z 19-22 stycznia na ulicy Hruszewskiego (padły wówczas pierwsze ofiary) napisała: „Jestem dzieckiem Niepodległości, nie wiem, co to areszty i kłamliwa telewizja, która opowiadała o »szczęśliwym dzieciństwie «. Teraz jednak rozumiem, że te sowieckie reguły gry, które znałam z lektur i opowieści, stają się NASZĄ RZECZYWISTOŚCIĄ. W tych dniach po raz pierwszy poczułam się istotą z kobiecymi instynktami (jakkolwiek śmiesznie miałoby to brzmieć), bo czasem wydaje się, że człowiek nie czuje już niczego. Bywały momenty, kiedy chciałam zapomnieć, że jestem dziennikarką, i po prostu przytulić tych chłopców, podać im wodę lub jedzenie bądź też pójść z nimi na barykady, bo oni teraz ryzykują swoje zdrowie w imię tego, by w naszym kraju coś się zmieniło”.

Do końca moich dni zapamiętam czwartkowe wystąpienie młodej lekarki ze sceny Majdanu, kiedy łamiącym się głosem, we łzach i w rozpaczy, lecz z niezłomnością w głosie opowiadała o wydarzeniach tego tragicznego dnia. - Pobiegłam za chłopcami, bo snajperzy strzelali do nich bez opamiętania. Miałam na sobie kamizelkę ze znakiem czerwonego krzyża, lecz obok mnie też leciały kule. Chłopcy mnie zakryli własnymi ciałami. Jeden z nich został trafiony, próbowałam go ratować, lecz strzał był precyzyjny - miał zabić. Bohater zmarł na moich rękach - zakończyła.

Rozczarowanie

Ukraina przez dziesięciolecia będzie przeżywała dramat wojny, którą własnemu narodowi wypowiedział człowiek pełniący funkcję prezydenta. Ofiary, które Ukraińcy ponieśli w tej wojnie, ich kraj uzna za bohaterów walki o wolność i niepodległość. Europa nigdy nie powinna zapomnieć, że Janukowycz rozkazał tych ludzi zabić, by obronić swoją władzę i wkupić się w łaski Putina. A przy tym zniszczyć europejskie marzenia Ukraińców, odrzeć ich z narodowej dumy i godności i uczynić z nich posłusznych mieszkańców odnowionego imperium.

Na Ukrainie bohaterom Majdanu już stawia się pomniki, ich imieniem nazywa się ulice i place. Przed siedzibą Parlamentu Europejskiego też powinien stanąć poświęcony im monument, bo oddali życie za marzenie o dołączeniu do zjednoczonej Europy.

Również w ten sposób trzeba odpowiedzieć na apel prof. Myrosława Marynowycza, który głośno powiedział to, o czym coraz częściej słychać w rozmowach Ukraińców na temat Europy. Rozczarowanie jej postawą: zwlekanie z nałożeniem sankcji, spóźniona reakcja, gdy na ulicach Kijowa doszło do zbrodni na rozkaz prezydenta. A także przedkładanie bogactw ulokowanych w krajach Unii przez ukraińskich oligarchów ponad wartości, o które walczy Majdan.

- Jakże to tak, że oni już są faktycznie w Unii, a odbierają prawo do tego samego? Zabijają i odbierają nam przyszłość, a Unia nawet nie przygotowała listy ukraińskich urzędników, których powinny objąć sankcje - pytają Ukraińcy.

Ofiar na Majdanie nie byłoby wcale lub byłoby ich zdecydowanie mniej, gdyby UE i USA zamroziły konta bankowe kilku oligarchów bodaj na tydzień. Pewnie by to wystarczyło, aby nabrali rozumu i wpłynęli na przegłosowanie w parlamencie propozycji, które w piątek przyjął Janukowycz.

Europa powinna mieć świadomość, że bohaterom Majdanu winna jest nie tylko cześć, lecz również w jakimś stopniu odpowiada za ofiarę, jaką złożyli. Nie chciała dostrzegać tego, że w 2010 r. władzę w Kijowie przejął uzurpator i złoczyńca…

 

 

1 comment

#1, by Cottage, on 22 February 2014, 8:08 pm

'divided nation' is an rt production.. rt stands for russia today.. rt is called 'a mouthpiece of the Kremlin'.. once u watch it, try to judge for yourselves how true/untrue their interpretaton of the events is.. to find out more, visit http://en.wikipedia.org/wiki/RT_%28TV_network%29...

Comment

You must be logged in to comment. Register to create an account.