Obama zaraża USA optymizmem, reszta świata się sypie
Mariusz Zawadzki, Waszyngton 2015-01-21, ostatnia aktualizacja 2015-01-21 09:04:19

 

Orędzie o stanie państwa wygłoszone we wtorek przez prezydenta Obamę było świetną mową motywacyjną i zastrzykiem optymizmu dla Ameryki.

 

Co roku wszyscy prezydenci USA rytualnie proklamują, że "Unia jest silna" (ang. "state of the union is strong"). Zdanie odnosi się naturalnie do unii stanów - tak kiedyś nazywano Stany Zjednoczone - i pada zwykle na koniec orędzia, które z dużą pompą wygłaszane jest w Kongresie.

 

Barack Obama nie jest wyjątkiem, wypowiadał owo zdanie już pięć razy, ale dopiero w szóstym roku jego rządów jest ono po raz pierwszy prawdziwe. Dlatego prezydent nie czekał do końca długiego, prawie godzinnego przemówienia, tylko ogłosił je zaraz na początku, kiedy ponad 30 mln Amerykanów siedzących przed telewizorami jeszcze się nie znudziło.

 

- Nowy wiek ma już 15 lat. Zaczął się od terroru, który uderzył w nasze wybrzeża i w efekcie całe pokolenie walczyło w dwóch długich i kosztownych wojnach. Potem nadeszła ciężka recesja, która dotknęła nasz naród i świat. Dla wielu to był - i ciągle jest - trudny czas. Ale dzisiaj przewracamy kartę i zamykamy rozdział historii. (...) Ameryko, mimo że wiele przeszliśmy i mimo iż wiele wyzwań jeszcze przed nami, wiedz jedno: cień kryzysu ustąpił i unia jest silna!

Każdy, kto oglądał orędzie, musi oddać Obamie jedno: że w zarażaniu optymizmem nie ma sobie równych. Przyznają to jego najwięksi wrogowie, ale zaraz złośliwie dodają, że nic innego nie potrafi. Tym razem jednak prezydent USA miał zadanie znacznie ułatwione, bo większość sukcesów i dobrych znaków na przyszłość, które wyliczał, jest prawdziwa.

Amerykańska gospodarka rozwija się ostatnio w tempie 5 proc. (w skali roku) i w 2014 roku stworzyła prawie trzy miliony miejsc pracy - najwięcej od 1999 roku. Bezrobocie spadło do 5,6 proc., czyli do poziomu sprzed kryzysu (a przecież na początku rządów Obamy wynosiło aż 10 proc.). Deficyt budżetowy spadł poniżej 3 proc. dochodu narodowego, czyli przeciętnego poziomu z kilku ostatnich dekad.

Ameryka stała się największym na świecie producentem ropy naftowej i gazu ziemnego - dzięki eksploatacji łupków. W jakimś stopniu przyczyniło się to do spadku światowych cen ropy i cen benzyny w USA - jeszcze latem amerykańscy kierowcy płacili jednego dolara za litr, teraz już prawie dwa razy mniej.

Ameryka do przodu, Obama w górę

Wszystko to sprawiło, że w ostatnich dwóch miesiącach nastroje w Ameryce znacznie się poprawiły, a razem z nimi sondaże Obamy. Jeszcze w listopadzie prezydenta pozytywnie oceniało ok. 40 proc. rodaków, dziś - już 50 proc. Nic zatem dziwnego, że postanowił wykorzystać orędzie, czyli swoje najważniejsze wystąpienie w całym roku kalendarzowym, żeby jeszcze dodać Ameryce wiatru w żagle. Wszak powszechnie wiadomo, że wzrost lub zastój w gospodarce zależy nie tylko od wyników mierzalnych w liczbach, ale również od nastroju społecznego.

Jest tradycją orędzi, że "żywym" potwierdzeniem słów prezydenta są goście, których zaprasza do loży w Kongresie pierwsza dama. W tym roku obok Michelle Obamy siedziała niejaka Rebekah Erler, która kiedyś napisała list do prezydenta - o tym, jak jej rodzina straciła wszystko w kryzysie, ale dzięki ciężkiej pracy z powrotem stanęła na nogi. Obama odwiedził zresztą Erlerów w zeszłym roku w Minneapolis i spędził z nimi cały dzień.

W loży pierwszej damy był również Larry Merlo, czyli szef sieci małych supermarketów CVS. Na taki zaszczyt zasłużył sobie tym, że w zeszłym roku CVS zrezygnowała ze sprzedaży papierosów - wyjaśniając, że dba o zdrowie swoich klientów.

Obok pani Obamy siedział również astronauta Scott Kelly, który w marcu na cały rok poleci w kosmos. Jego długa misja ma być pierwszym etapem przygotowań do lotu na Marsa, który Obama wczoraj zapowiedział (to samo obiecywał w jednym z orędzi George W. Bush, ale został wyśmiany).

Jak skonsumować sukces?

Summa summarum orędzie wczorajsze było bardzo pożądaną i zapewne skuteczną propagandą sukcesu. Nie przekreśla tego nawet fakt, że wszystko, co Obama powiedział, potem pozostanie listą jego pobożnych życzeń i nierealnych postulatów. Taką zresztą przypadłość ma większość prezydenckich orędzi, także wygłaszanych przez jego poprzedników.

Problem zaczął się w momencie, w którym Obama zapytał, jak sukces, którym jest wyjście z kryzysu, Ameryka powinna wykorzystać. - Czy pogodzimy się z systemem, w którym tylko nieliczni z nas mają się znakomicie? Czy spróbujemy zbudować system, w którym będą rosły wynagrodzenia i szanse wszystkich, którzy podejmują w tym kierunku wysiłki?

Pogłębiające się nierówności są głównym tematem w amerykańskiej debacie publicznej w ostatnich latach. Różne badania wykazują, że w ciągu ostatnich 40 lat korzyści z rozwoju Ameryki "przejmuje" tylko 1 proc. najbogatszych. Pensje klasy średniej, jeśli uwzględnić inflację, stoją w miejscu.

Maleje też mobilność społeczna - tzn. dzieci z biednych rodzin mają coraz mniejsze szanse na awans społeczny. Amerykański mit o pucybucie, który zostaje milionerem, jest już naprawdę tylko mitem, nawet jeśli iluzorycznie zaprzeczają mu przykłady głośnych, pojedynczych karier.

Lista pobożnych życzeń Obamy

Recepta Obamy na tę systemową chorobę jest taka sama od lat, ale w tegorocznym orędziu została wyartykułowana znacznie radykalniej niż poprzednio. Trzeba jego zdaniem zabrać bogatym trochę więcej w podatkach i przeznaczyć te pieniądze na wyrównanie szans biednych.

Na co konkretnie? Na dotowane przez rząd federalny i rządy stanowe bezpłatne dwuletnie studia, tzw. community college. Obecnie wielu młodych Amerykanów nie stać na studia lub zadłużają się na dziesiątki tysięcy dolarów, żeby je ukończyć. Drugi radykalny - jak na amerykańskie realia - pomysł Obamy to dotowanie opieki nad małymi dziećmi, czyli żłobków i przedszkoli, żeby rodzice mogli się uczyć lub pracować. Prezydent przypominał też, że Ameryka jest jedynym rozwiniętym krajem świata, w którym prawo nie gwarantuje matce płatnego urlopu po urodzeniu dziecka (niektórzy pracodawcy w USA to zapewniają, ale jest to wyłącznie ich dobra, nieprzymuszona wola).

Zmiany miałaby sfinansować m.in. podwyżka podatku od dochodów kapitałowych, czyli m.in. z giełdy - najbogatsi Amerykanie obecnie muszą oddawać państwu 20 proc., a Obama chciałby im zabierać 28 proc. Problem w tym, że Republikanie, którzy w listopadowych wyborach zdobyli większość w obu izbach Kongresu, na nic takiego się nie zgodzą.

Nie zgodzą się również na podniesienie pensji minimalnej, które postulował Obama. Obecnie wynosi ona 7 dol. i 25 centów (choć niektóre stany podniosły ją same do ok. 10 dol.). - Jeśli uważacie, że można pracować na pełny etat i utrzymać rodzinę za 15 tys. dol. rocznie, to spróbujcie takiego życia - zwrócił się Obama do Republikanów. Ale oklaski dostał tylko z tej strony sali, gdzie siedzieli Demokraci.

Po co zatem Obama zgłaszał swoje pobożne życzenia? Zapewne wierzy, że ma to sens długofalowy, tzn. wyznacza kierunek debaty politycznej na najbliższe lata i najbliższe wybory prezydenckie. Nie musi się przejmować oskarżeniami o "radykalizm", bo już nigdy w życiu nie będzie startował w żadnych wyborach.

Ameryka lepiej, ale tymczasem świat się sypie...

Pod koniec Obama mówił o świecie, i ta część orędzia wypadła najmniej przekonująco, bo też ostatnio trudno dopatrzyć się dużych sukcesów Ameryki w polityce zagranicznej.

- Nie jest pytaniem, "czy" powinniśmy przewodzić światu, tylko "jak" - mówił prezydent. - Kiedy podejmujemy pośpieszne decyzje, reagując na sensacyjne doniesienia, zamiast użyć naszych głów; kiedy naszą pierwszą odpowiedzią na każdy problem jest wysyłanie wojska - wtedy ryzykujemy, że wplączemy się w niepotrzebne konflikty i szkodzimy celowi długofalowemu, jakim jest bezpieczniejszy, rozwijający się świat...

Jako dowód, że "rozsądek i wstrzemięźliwość", czyli działania dyplomatyczne i podejmowane razem z sojusznikami, działają, Obama wymieniał konflikt na Ukrainie. - Jeszcze rok temu słyszałem opinie, że agresja Putina jest strategicznym mistrzostwem i pokazem siły. Ale dziś to Ameryka jest silna i zjednoczona z sojusznikami, a Rosja izolowana, zaś jej gospodarka leży w gruzach...

Fakty podawane przez Obamę są prawdziwe, ale gospodarcza zapaść Rosji w większym stopniu wynika zapewne z drastycznego spadku cen ropy. Podobnie z Afganistanem - to prawda, żołnierze USA zakończyli misję wojenną, ale trudno nazwać ją sukcesem. Talibowie zabili w 2014 roku najwięcej Afgańczyków, padł też afgański rekord produkcji haszyszu. W Iraku jest jeszcze gorzej - północna i zachodnia część tego kraju została zamieniona przez fanatyków w kalifat. Ten stan trwa już ponad pół roku, choć Obama nakazał islamistów bombardować i posłał kilka tysięcy doradców wojskowych do Iraku, żeby pomogli lokalnym siłom bezpieczeństwa kalifat pokonać. Wiele wskazuje również, że upadnie zaprzyjaźniony z Ameryką rząd w Jemenie. Jeśli zapanuje tam chaos, to tamtejsza komórka Al-Kaidy stanie się jeszcze groźniejsza (a niedawno przyznała się, że posłała zabójców do redakcji "Charlie Hebdo" w Paryżu).

Niepewny jest los negocjacji w sprawie irańskiego programu atomowego, w które Amerykanie zaangażowali się na polecenie Obamy. Wczoraj prezydent zapowiedział, że jeśli Kongres uchwali dodatkowe sankcje przeciwko Iranowi, co zapowiadają Republikanie, to użyje weta. Bo takie sankcje storpedowałyby negocjacje.

Jedyny realny sukces w polityce zagranicznej, jakim mógł się pochwalić Obama, to zakończenie coraz bardziej absurdalnej blokady Kuby. - Jeśli przez 50 lat coś robisz i nie przynosi to żadnych rezultatów, to warto spróbować czegoś innego - wyjaśniał prezydent. W loży obok jego żony siedział Alan Gross, czyli Amerykanin, który siedział w kubańskim więzieniu i kilka tygodni temu został wypuszczony w ramach "nowego otwarcia" między dwoma krajami. Kongresmeni powitali go burzą oklasków...

Comment

You must be logged in to comment. Register to create an account.

Next movie

#220 Nothing Compares

#220 Nothing Compares

10 April 2025, 3:00 pm

They broke my heart and they killed me. But, I didn't die. They tried to bury me. They didn't realize I was a seed...

Read more...

Log in

Register

Forgot password?

Last comments