prekariusz - ktoś bez perspektyw życiowych, bez przyszłości; zaliczający się do prekariatu (łac. precarius → zdany na prośbę, łaskę)
American Dream nie działa. Rozmowa z Lindą Tirado, celebrytką prekariuszy
Katarzyna Wężyk 2015-04-29, ostatnia aktualizacja 2015-04-30 17:56:06
Inteligentni biali mężczyźni z zamożnych domów, którzy odnieśli sukces, wciąż wierzą, że zawdzięczają go wyłącznie własnej pracy.
Katarzyna Wężyk: Mówisz, że American Dream nie działa. Ale przecież tobie się udało.
Linda Tirado*: - Tak, tyle że liczenie na to, że pewnego dnia o drugiej nad ranem napiszesz wściekły post, który z dnia na dzień zrobi z ciebie celebrytę, to nie jest dobry plan na życie. Ani też dobra podstawa narodowej gospodarki.
Kiedyś American Dream oznaczało, że jeśli będziesz ciężko pracować, będziesz w stanie zapewnić rodzinie obiad i jeszcze mieć czas go z nią zjeść. A jeśli do tego będziesz superutalentowany i ambitny, możesz osiągnąć wszystko. Dziś w większości przypadków to marzenie się nie spełnia. A ludzie, którzy pracują na dwie zmiany i mają problemy z zapłaceniem czynszu, nie mają nawet czasu marzyć.
Jak wielu Amerykanów to dotyczy?
- Szacuje się, że 45 milionów Amerykanów żyje poniżej progu ubóstwa, czyli ma mniej niż 23 283 dolarów rocznie na czteroosobową rodzinę. W szkołach publicznych połowa uczniów kwalifikuje się do darmowego lunchu. Prawie połowa Amerykanów żyje od pensji do pensji i nie ma żadnych oszczędności. Jeśli coś się stanie, jeśli stracą pracę, to nawet jeśli dziś mają ładny dom i dwa samochody, to za miesiąc-dwa będą niewypłacalni.
Bieda wygląda zupełnie inaczej w USA i w Europie. Wy macie państwo opiekuńcze, my tylko programy pomocy społecznej. W USA pomaga się ludziom z najwyższą niechęcią: oj, no chyba faktycznie musimy cię wesprzeć, bo jesteś tak nieodpowiedzialny i niezaradny, że bez tego umrzesz na ulicy.
W Ameryce uważamy, że jeśli ci się nie udało, to najwyraźniej za mało się postarałeś. Zapominamy tylko, że jedna trzecia kraju pracuje w sektorze usług i że trudno wymagać od ludzi, którzy pracują za małe pieniądze w okropnych godzinach i bez ubezpieczenia zdrowotnego, by zostali milionerami. I że jeśli tak windujemy koszty studiów, ciężko winić ludzi, że nie mają dyplomu i dobrej pracy. A potem pytamy: czemu nie zrobiłaś czegoś ze swoim życiem? Nie zrobiłam, bo jestem biedna i wiele rzeczy jest poza moim zasięgiem.
Czy bieda jest powodem do wstydu?
- Odbiera godność. Sprawia, że w siebie wątpisz, bo trudno nie słyszeć komentarzy takich jak: "Ludzie korzystający z kuponów żywnościowych to lenie", "Biedni nie zasługują na nic lepszego". Mamy wielu polityków, którzy to mówią. Ciężko tego nie brać do siebie.
Bo my wierzymy, że każdy powinien być w stanie sam wyciągnąć się z bagna za własne sznurówki. A jeśli pracujesz, dajmy na to, w McDonaldzie i przynosisz do domu 300 dolarów co dwa tygodnie, a twój partner 400, to nie będziecie mieć dość pieniędzy, żeby opłacić czynsz, kupić benzynę, jedzenie i buty, gdy poprzednie się zużyją. A co dopiero mieć jakąś gotówkę ekstra. Bycie biednym oznacza, że nawet jeśli wydajesz swoje pieniądze najrozsądniej, nigdy nie starczy ci na wszystko. To nie jest kwestia tego, czy chcesz opłacić w tym miesiącu rachunek za prąd, ale czy możesz.
A jeśli nie możesz?
- Dzwonisz i mówisz, że zapłacisz za miesiąc. A za miesiąc możesz nie być w stanie zapłacić czynszu. Albo jeśli masz szczęście i wpadnie ci fucha - opieka nad dziećmi czy koszenie trawnika - zapłacisz i za prąd, i za czynsz. Jeśli mieszkasz w dużym mieście, możesz iść do centrum krwiodawstwa, gdzie utoczą ci krwi i zapłacą 30 dolarów. Swoją drogą zawsze mnie śmieszą rozmowy o prostytutkach, które "sprzedają swoje ciała". Myślę wtedy o tych centrach krwiodawstwa, gdzie dosłownie sprzedajesz część swojego ciała. I jakoś nie uważa się tego za niemoralne.
W każdym razie dorobić zawsze można. Tyle że nigdy tyle, żeby starczyło na wszystko.
Nawet jeśli pracujesz na dwie zmiany?
- Oczywiście. Nie wyżyjesz z pracy w sektorze usług. Zysk, jaki założyli sobie pracodawcy, nie pozwala im płacić prawdziwych pensji. Jeśli czytasz gazety finansowe, widzisz, jak krytykowane są firmy, których zysk w ostatnim kwartale rósł wolniej niż w poprzednim - nie spadł, tylko rósł wolniej. Więc wielkie firmy wyciskają z pracownika jak najwięcej za jak najmniej, tak żeby uzyskać swój kwartalny wzrost. Pracownik to dziś kapitał ludzki, zasób. I to zastępowalny.
Weźmy taki Walmart. Na dorocznym spotkaniu kadry kierowniczej prezes wygłosił przemówienie. 70 procent osób w tym pokoju, stwierdził, zaczęło karierę między półkami - czyli w naszej firmie możesz osiągnąć wszystko. Ci ludzie faktycznie awansowali z samego dołu. Tyle że prezes nie dodał, że Walmart zatrudnia miliony kasjerów, a w tym pomieszczeniu było jakieś 200 osób.
A jak wygląda praca na samym dole drabiny?
- Paskudnie. Pracowałam w Burger Kingu, byłam w zaawansowanej ciąży i w porze lunchu, godzinie szczytu, pewna kobieta zamówiła cheeseburgera bez musztardy. Dostała kanapkę z musztardą, więc wściekła przyniosła ją z powrotem. Przeprosiłam i powiedziałam, że dostanie nową - tyle że ta też była z musztardą. Nie nadążaliśmy. Podeszła więc do lady i mówiąc: "Ty pieprzona głupia suko, nawet musztardy nie potrafisz ogarnąć", rzuciła we mnie cheeseburgerem. W kolejce czekało jakieś 20 osób i żadna się nie odezwała w mojej obronie. Nikt mi też nie patrzył w twarz, a obsłużyłam potem tę dwudziestkę, cała w tej pieprzonej musztardzie. Na YouTubie znajdziesz filmiki z podobnymi sytuacjami. Ludzie rozsyłają je sobie dla zabawy: popatrzcie, ludzie upokarzani w pracy.
Upokorzenie w pakiecie?
- Tak. Upokorzenie i wdzięczność. Pracodawcy każą ci być wdzięczną, a przynajmniej udawać wdzięczność, a jeśli nie jesteś w tym dość przekonująca, to ty masz problem z nastawieniem.
Pracownicy najniższego szczebla, piszesz, są też często traktowani jak przestępcy.
- Owszem. I nie tylko oni. Trzy stany właśnie zastanawiają się nad obowiązkowym testem narkotykowym dla każdego, kto zgłasza się po bony żywnościowe albo zasiłek dla bezrobotnych. A pracodawcy już testują swoich pracowników, i to niezależnie od tego, jak odpowiedzialna jest ich praca. Bo o ile ma sens badanie krwi kierowcy ciężarówki czy kardiochirurga, to sprawdzanie, czy nastolatek pracujący w McDonaldzie pali w weekendy jointa, zwłaszcza w stanach, gdzie to jest legalne, już nieszczególnie.
Dalej, Amazon na przykład rutynowo przeszukuje swoich pracowników przy wyjściu z hali. A w zeszłym roku Sąd Najwyższy jednomyślnie uznał, że pracownicy nie mają prawa do wynagrodzenia za czas, który spędzają w kolejce do przeszukania toreb - po zakończeniu zmiany! Pracodawca może też zażądać rewizji osobistej. Możesz odmówić, ale niewątpliwie na twoją decyzję wpływa fakt, że dzięki tej pracy płacisz czynsz.
Są też subtelniejsze metody. W fast foodach na przykład, jeśli przygotujesz dziesięć cheeseburgerów, bo jest godzina szczytu, a sprzedasz tylko osiem, to nie możesz dać kolegom pozostałych dwóch, tylko musisz je wyrzucić. Bo jeśli dostaną te cheeseburgery raz, to pewnie zaczną specjalnie robić za dużo kanapek, żeby je potem zjeść i w ten sposób okraść pracodawcę.
No i biedny nie może chorować.
A co, gdy się rozchoruje?
- Zwykle czeka, aż mu przejdzie. Ja przez wiele lat miałam problemy z zębami. Jako 19-latka miałam paskudny wypadek: pijany facet przejechał na czerwonym świetle i nie dość, że zmasakrował mi samochód, to jeszcze zgruchotał szczękę. Byłam ubezpieczona, więc wypłacili mi pieniądze - i wzięłam je, bo potrzebowałam samochodu, żeby dojeżdżać do pracy. Tyle że okazało się, że oznaczało to zgodę na brak dalszych roszczeń i nie mogę się już od nich domagać opłacenia leczenia zębów. Więc męczyłam się z nimi przez ponad dziesięć lat.
Raz strasznie mnie rozbolały. Wzięłam butelkę wódki i wypiłam tyle, aż przestało boleć. Wódka plus płukanki wodą z solą i mnóstwo aspiryny - to było całe moje leczenie. Przez lata.
Dentysta wszędzie jest drogi.
- Zrobienie moich zębów kosztowało kilkanaście tysięcy dolarów. I sama musiałam zapłacić. Bo nawet jeśli jesteś tak biedny, że kwalifikujesz się do państwowego ubezpieczenia zdrowotnego Medicaid, nie ma w nim opieki dentystycznej ani okulistycznej. Zresztą w Ameryce luksusem jest zdrowie w ogóle. Jeśli masz pieniądze, idziesz do szpitala, gdzie zoperują cię najlepsi chirurdzy na tej planecie.
Kiedy rozmawiam z Europejczykami, najtrudniej jest mi wytłumaczyć wam, że nie istnieje u nas myślenie, że masz prawo do leczenia. Nie masz. Bo jeśli pójdziesz do lekarza, i tak ci pewnie powie, że z twoim ubezpieczeniem - lub jego brakiem - nic nie może dla ciebie zrobić, i że możesz sobie wziąć aspirynę. Weź więc lepiej tę cholerną aspirynę sam i omiń pośrednika.
Mówimy o ludziach, którzy zarabiają 800 dolarów miesięcznie, a wizyta u lekarza kosztuje 75. Nie stać nas na nią.
OK, jeśli złamiesz rękę albo coś podobnie grubego, to idziesz na pogotowie. Na pogotowiu nie musisz od razu zapłacić - wystawią ci rachunek, ale muszą cię przyjąć. Problemy zaczynają się potem. Bo koszty medyczne - i kredyt studencki - są wyłączone spod ustawy o bankructwie. Więc jak zbankrutujesz, dalej będziesz ich spłacać. Poród mojej córki kosztował 14 tysięcy. Wciąż nie spłaciłam całości.
Głośną książkę o niemożności wiązania końca z końcem mimo pracy na dwie zmiany "Za grosze" napisała kilka lat temu Barbara Ehrenreich. Dla niej to był jednak tylko eksperyment, potem wróciła do życia klasy średniej. A jak ciągłe upokorzenie i podejrzliwość znoszą osoby, dla których jest to jedyna znana rzeczywistość? Gniew? Bunt? Apatia?
- Gniew jest trudny, wymaga dużo energii. Większość ludzi podchodzi do swojego życia z rezygnacją. Tak już jest i tyle.
Nawet kiedy ktoś rzuca w ciebie kanapką?
- Każdy z moich przyjaciół doświadczył podobnej sytuacji przynajmniej raz. I musisz to przełknąć. Jeśli ktoś nazywa cię idiotką, która nie potrafi zrobić kanapki bez musztardy, mówisz: "Bardzo mi przykro, że pani tak myśli, czy mam wezwać menedżera?". Potrzebujesz pieniędzy tak bardzo, że zrobisz wszystko, co ci każą. I jeśli dosłownie obrzucają cię gównem, uśmiechasz się i przepraszasz, że weszłaś im w drogę.
Obrzucają gównem?
- Sprzątałam toaletę, a facet się wkurzył, bo uznał, że nie jest dość czysto. I rzucił we mnie zużytym papierem toaletowym.
Niewiarygodne.
- Witamy w sektorze usług.
Dorastałaś w biedzie?
- Nie. W klasie średniej.
To jak się tam znalazłaś?
- W wieku 16 lat skończyłam szkołę średnią, wyjechałam do college'u i zachowywałam się tak jak typowa 16-latka z niską samooceną, która odkryła nowe możliwości i nowych, fajnych znajomych. Po drodze okazało się, że mój dług studencki rośnie, a efekty są średnie. Postanowiłam więc pójść do pracy na rok-dwa, a potem wrócić na studia.
Wróciłaś?
- Dopiero niedawno.
Rodzice ci nie pomagali?
- Wychowali mnie dziadkowie, z którymi praktycznie nie miałam kontaktu, od kiedy wyprowadziłam się z domu. Dopiero po urodzeniu pierwszej córki, w 2010 roku, kiedy byliśmy na samym dnie, bez pieniędzy, bez mieszkania, odezwałam się do nich. Wcześniej mieszkaliśmy wszędzie, w Utah, Arizonie, Nowym Meksyku, Ohio, obu Wirginiach, Florydzie i New Jersey. Pracowałam w barach, sieciowych restauracjach, na stacjach benzynowych, czasem przy kampaniach wyborczych. Mój mąż jest weteranem, walczył w Iraku, ale po powrocie też pracował w podobnych miejscach.
Może należało dobrze się uczyć, pójść na dobre studia, a po dyplomie znaleźć dobrą pracę. Zachciało ci się zejść z tej ścieżki - wypij teraz piwo, którego nawarzyłaś.
- Tak, to ciekawe, że tworzymy nasze instytucje dla świętych. Według konserwatystów bieda to pokutna włosiennica. Uważają, że nikt nie ma prawa do chwili słabości, że nie ma ludzi o średniej inteligencji, niewielkich ambicjach i cichych marzeniach. Każdy powinien chcieć być supergwiazdą i wszyscy powinni równie ciężko pracować. Oraz być równie zdolnym i łatwo się adaptować.
Fakty są takie, że jeśli urodziłeś się na dole drabiny, prawdopodobnie tam zostaniesz. Tyle że wolimy nie patrzeć na trend, tylko na kilku wyjątkowo utalentowanych ludzi, którym udało się przeskoczyć kilka klas. Mówimy wtedy: im się udało, więc każdemu się uda. Tyle że większość populacji to średniaki: wyjątki są wyjątkami dlatego, że nie potwierdzają reguły. I oprócz ciężkiej pracy liczy się też zwykłe szczęście. Gdybym na przykład była Afroamerykanką, nie byłoby tej książki.
Dlaczego?
- Rasizm wciąż istnieje. Bycie osobą biedną i białą nie jest ani w połowie tak okropne jak być biednym czarnym.
Niektórzy zwyczajnie mają łatwiej. Bogaci mają łatwiej niż biedni, biali łatwiej niż niebiali. Mężczyźni mają mniej pod górkę niż kobiety - wiesz, że jest więcej prezesów wielkich firm o imieniu John niż prezesek w ogóle? A ludzie o wysokim IQ mają łatwiej niż ci o niższym. Wszystkie te czynniki się kumulują.
Tyle że inteligentni biali mężczyźni z zamożnych domów, którzy odnieśli sukces, wciąż mówią, że zawdzięczają go własnej pracy.
Dwa lata temu miałaś 30 lat, męża, dwójkę dzieci, dwie prace, zarabiałaś grosze i nie za bardzo miałaś nadzieję, że twoje życie kiedykolwiek się zmieni. Co się stało?
- Siedziałam w internecie na forum Gawkera i rozmawiałam ze znajomymi z netu. I jedna dziewczyna, typ liberałki z wyższej klasy średniej, napisała: "Wiem, że nie powinnam osądzać ludzi, ale jak widzę kogoś, kto korzysta z bonów żywnościowych z iPhone'em w ręku - przypomnijcie mi, dlaczego ma mnie to nie wkurzać".
To była kropla, która przepełniła czarę goryczy. Właśnie wróciłam z wyjątkowo okropnej zmiany w knajpie i stwierdziłam: oto dlaczego nie masz prawa nas oceniać. Bo nic nie rozumiesz. To zwyczajnie obraźliwe.
I napisałaś post "Dlaczego podejmuję okropne decyzje. Kilka uwag o biedzie".
- Te "okropne" decyzje często wynikają z tego, że starasz się maksymalnie wykorzystać to, co możesz.
Na przykład?
- Palenie. Palę, bo nie mam dostępu do antydepresantów i innych leków. Palenie mnie uspokaja. I papierosy gwarantują mi przerwy w pracy: mogę wyjść na dwór i mieć przez pięć minut święty spokój. To warte każdego centa.
Dalej - śmieciowe jedzenie. Bo zdrowe jedzenie jest drogie. Zamawiasz cheeseburgera za dolara i nie będziesz głodna kilka godzin. Zamówisz sałatkę za 5 dolców i za godzinę znów ci się będzie chciało jeść. Czy za dziesięć lat będę zdrowa, jeśli zjem tego cheeseburgera? Nieważne, bo w ciągu tych dziesięciu lat i tak coś innego mnie wykończy. Nie śpimy za długo, jesteśmy ciągle zestresowani, nie stać nas na siłownię - mam się martwić cheeseburgerem?
Może gdybyś oszczędzała, nie wydawała na głupoty, wydobyłabyś się z biedy?
- Pewnie. Jeśli zaoszczędzę pięć dolarów tygodniowo, pod koniec roku będę miała, uwaga, 250 dolarów. To nie są pieniądze, które zmienią moje życie. To jedna czwarta czynszu. Do tego gwarantuję ci, że w tym czasie coś mi wypadnie i będę musiała wydać te pieniądze.
No i wreszcie dzieci. To kolejny, jak piszesz, "luksus", na który biedni nie powinni sobie pozwalać.
- Wychowanie dziecka, od urodzenia do college'u, w amerykańskiej klasie średniej kosztuje 280 tysięcy dolarów. Więc zanim ktokolwiek zakwestionuje moją decyzję o powiększeniu rodziny, chcę zobaczyć wyciąg z jego konta potwierdzający, że ma te 280 tysięcy - zanim sam zacznie się rozmnażać.
Dzieci potrzebują być nakarmione, zaopiekowane i kochane. Tylko dlatego, że nie mam pieniędzy, nie jestem zdolna do kochania i opiekowania się dzieckiem? To najbardziej nieludzka rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam. Za każdym razem mnie to wkurza.
Nie tylko ciebie. Twój post odbił się szerokim echem.
- Myślałam, że zobaczą go tylko moi znajomi. A dostałam tysiące maili.
Pisali mi: "Rany, myślałem, że to tylko ja tak mam. Że ja jestem przegrany w społeczeństwie zwycięzców".
A nie było takich, którzy uznali, że to niemożliwe, żeby ktoś z dołów społecznych pisał tak gramatycznie?
- Było ich trochę. Moim zdaniem przestraszyli się, że może faktycznie tak wygląda życie milionów ich rodaków. I, co gorsza, może ich własne życie też tak będzie kiedyś wyglądać. W końcu teoretycznie ja powinnam być wśród zwycięzców. Jestem biała, młoda, raczej inteligentna i dość atrakcyjna - a mnie się nie udało. Lubimy wierzyć w naszą amerykańską wyjątkowość, w to, że jesteśmy lśniącym miastem na wzgórzu - a ja tu przychodzę i mówię: tu jest getto, chodź i nas poznaj.
Jak się zmieniło twoje życie?
- Cóż, siedzę w San Francisco i rozmawiam z dziennikarką z Polski. Pracuję nad kolejną książką i mam stronę, gdzie ludzie wrzucają własne historie o biedzie: http://bootstrapindustries.com.
Praca od 9 do 17 i porządna pensja?
- Nie, jestem freelancerką, pisuję do gazet i magazynów. Dostaję uczciwą zapłatę za moją pracę. Tego zawsze chciałam. Lubię zasuwać, jeśli jest taka potrzeba, o ile gra jest fair. Czy czuję się finansowo zabezpieczona? Niezupełnie, ale dla odmiany mam wrażenie, że jestem na dobrej drodze.
Wciąż przygotowuję moje dziewczynki do zmierzenia się ze światem takim, jaki jest, a nie takim, jakiego byśmy chcieli: to, że ja odniosłam sukces, nie oznacza, że nigdy nie pójdą do gównianej pracy albo nie staną przed podobnymi problemami jak całe ich pokolenie. Wychowywanie dzieci tak, by oczekiwały, że świat sam legnie u ich stóp, jest nieodpowiedzialne i okrutne.
Co jeszcze - stałam się swego rodzaju ekspertem od biedy w mediach. Mówię dokładnie to samo, co pięć lat temu. Jedyna różnica jest taka, że ludzie mnie słuchają. Jestem traktowana jak rozsądna dorosła osoba, która ma coś ciekawego do powiedzenia. A mam tylko lepszą bluzkę.
Serio? Obejrzałam twój wywiad w telewizji MSNBC. Dziennikarka zakończyła go: "Dziękuję za rozmowę, jesteś bardzo inteligentna i elokwentna". Brakowało tylko "O, to coś mówi!". Nie wkurza cię takie traktowanie?
- Pewien typ ludzi traktuje mnie odrobinę jak maskotkę.
Czemu nie odpowiesz np. "Ty też jak na blondynkę z telewizji"?
- Oni mają dobre intencje. Jestem przyzwyczajona do tekstów, że jestem idiotką, że do niczego się nie nadaję. Odrobina protekcjonalności w połączeniu z pochwałą jest OK.
Tyle że sukces jednej osoby nie rozwiązuje problemu.
Ale stałaś się rzeczniczką biednych. Masz wciąż prawo mówić w ich imieniu?
- Tak, myślałam o tym, że kiedyś muszę przestać mówić "my". Ale spędziłam 15 lat, pracując w sektorze usług, całe dorosłe życie, a tylko półtora roku jako pisarka. Więc uważam, że wciąż wolno mi mówić w imieniu 45 milionów Amerykanów, którzy mają podobne doświadczenia. Działać na rzecz ludzi, których nie zapraszają do telewizji.
CV: LINDA TIRADO (ur. 1982) w październiku 2013 na popularnym forum Gawker opublikowała post "Dlaczego podejmuję okropne decyzje. Kilka uwag o biedzie". Opisała, jak wygląda życie tych, którzy nie załapali się na American Dream: praca na dwie zmiany, wegetacja od pensji do pensji i wstyd, że jest się przegranym w społeczeństwie, które dostrzega wyłącznie zwycięzców.
"Nigdy nie będziemy wypoczęci. Nigdy nie będziemy pełni nadziei. Nigdy nie pojedziemy na wakacje. Nigdy. Samo to, że jesteśmy biedni, gwarantuje, że nigdy nie będziemy niebiedni. Nie daje to nam wielu powodów, żeby się starać", napisała. Post przedrukowały m.in. "Huffington Post" i "Guardian". Tirado założyła konto na crowdfundingowym portalu GoFundMe, zebrała 62 tysiące dolarów i napisała książkę "Hand to Mouth: Living in Bootstrap America".
Szybko pojawiły się też głosy, że Tirado to oszustka. Blogerka Angelica Leicht z Houston Press napisała, że Linda wychowała się w zamożnym domu, że chodziła do prywatnej szkoły, pracowała przy kampaniach politycznych, a wreszcie że jest żoną marine (a weterani dostają znaczną pomoc od państwa) - więc sfabrykowała swoją historię, żeby wyciągnąć od naiwniaków pieniądze. Jako ostateczny dowód na to stwierdziła, że na zdjęciach wcale nie widać, jakoby Tirado miała problemy z zębami - a napisała, że to właśnie ich paskudny stan sprawił, że dostawała najgorsze prace na zapleczu.
Tirado na łamach "Huffington Post" odpowiedziała, że choć nic nie zmyśliła, nie oznacza to, że akurat teraz mieszka w zakaraluszonym motelu i nie ma co jeść. Wyjaśniła, że przez ostatnie 15 lat, jak miliony Amerykanów, miała lepsze i gorsze okresy. Co do prywatnych szkół, to owszem, chodziła, ale do religijnych, gdzie czesne jest niższe. Z wychowującymi ją dziadkami, mormonami, zerwała kontakt jako nastolatka i odzyskała dopiero 10 lat później, po urodzeniu pierwszego dziecka. I dziadkowie pomogli małżeństwu Tirado wyprowadzić się z motelu do przyczepy, a potem do domu. Wreszcie Linda nagrała tyradę o opiece dentystycznej w USA, podczas której wyjmuje sztuczne zęby, i wrzuciła ją na youtube.
Dziś Tirado pracuje nad drugą książką, jest zapraszana na konferencje o biedzie i spotkania autorskie na całym świecie - niedawno była w Europie...
Comment
You must be logged in to comment. Register to create an account.