25 October 2019

 

Radosław Leniarski
23 października 2019 | 11:05

 

Mistrzyni paraolimpijska z igrzysk w Londynie i medalistka z Rio, 40-letnia Marieke Vervoort nie żyje. Zdecydowała się na eutanazję.

 

Belgijka startowała w lekkoatletyce na wózku, w blokartach, czyli kołowych pojazdach żaglowych, odpowiednikach zimowych bojerów, oraz wcześniej w triatlonach. Wcześniej, czyli przed chorobą - nieuleczalną dystrofią mięśniową - którą zdiagnozowano 19 lat temu.

 

Jesteśmy z ciebie dumni

 

Mimo choroby zdobyła złoto na olimpijskim stadionie w Londynie w sprincie na 100 m i srebro na 200 m (w kategorii terapeutycznej T52), cztery lata później srebro na 400 m i brąz na 100 (T51/52).

 

Szczególnie ten drugi wyczyn, na olimpiadzie w Rio de Janeiro, jest godny opisu. W 2013 r., czyli trzy lata przed igrzyskami, Vervoort miała wypadek na wózku, po którym lekarze orzekli, że nigdy nie wróci na sportowy szczyt. Zamieniła wtedy sypialnię w małą salkę gimnastyczną, a właściwie rehabilitacyjną. Wszędzie były gumowe pasy, sprężyny, dźwignie, drążki do ćwiczeń. W Dausze w 2015 r. zdobyła tytuł mistrzyni świata w wyścigu na 200 m (T52) i pobiła trzy rekordy świata. W tym samym roku dziennikarze przyznali jej doroczną nagrodę dla najlepszej sportsmenki flamandzkiej. A potem były medale w Rio - pierwszy 30 godzin po ataku bólu i odwodnieniu, drugi po infekcji pęcherza, która spowodowała gwałtowny wzrost temperatury.

 

Po powrocie z Brazylii poszła do lekarza, który ją diagnozował po wypadku. - Doktorze, dziękuję, że powiedział mi pan prawdę. Dał mi pan zwierzęcą moc do walki o powrót. Stałam się dzięki pana słowom silniejsza - powiedziała lekarzowi.

 

Eutanazja jest w Belgii legalna od 2002 r. Każdego roku decyduje się na nią w Belgii blisko 1400-1800 osób. W 2008 r. również Vervoort wypełniła odpowiednie formularze, które pozwoliły na to, aby pewnego dnia lekarz zakończył jej życie. Rodzinne miasto paraolimpijki - 20-tysięczne Diest - opublikowało krótkie oświadczenie, że Vervoort „wypełniła swoją wolę we wtorek wieczorem”. Była ukochaną obywatelką miasta, wszyscy mieszkańcy ją znali, pomagali jej i kibicowali. Po każdym powrocie z zawodów na mieście wisiały wielkie billboardy z Vervoort i słowami: „Jesteśmy z ciebie dumni”. Wszyscy też wiedzieli, że zdecydowała się na eutanazję.

 

Diazepam i morfina

 

Choroba, na jaką cierpiała Belgijka, to ciągły ból, drgawki, paraliż nóg. Nie była w stanie spać. Do specjalnie przystosowanego do jej potrzeb mieszkania cztery razy dziennie zachodziły pielęgniarki. Towarzyszył jej czekoladowy labrador Zenn przyuczony do pomocy w ubieraniu, w przynoszeniu drobnych rzeczy.

 

W rozmowie w BBC Radio 5 tuż przed startem w Rio mówiła: - Zdarza się, że czuję się bardzo, bardzo źle, dostaję ataku epilepsji, płaczę i krzyczę z bólu. Biorę mnóstwo leków przeciwbólowych, diazepam i morfinę.

 

Dziennikarka BBC w reportażu z Diest po igrzyskach w Brazylii pisała, że Vervoort dzięki przeciwbólowym zastrzykom i tabletkom mogła funkcjonować przez kilka godzin i być duszą towarzystwa, a potem budzić w nocy sąsiadów krzykiem z bólu. „Ona nie chciała umrzeć. Chciała żyć. Ale chciała żyć na własnych warunkach” - napisała dziennikarka w reportażu z Diest.

 

- Wielu ludzi i kibiców zadaje mi pytanie, jakim cudem osiągam tak dobre wyniki sportowe i wciąż się uśmiecham mimo bólu, leków i choroby, która zżera moje mięśnie. Dla mnie sport, wyścigi na wózkach, są rodzajem leczenia - mówiła przed trzema laty.

 

Już po igrzyskach w Rio, w których start według jej słów był jej „ostatnią wolą”, pytano ją o dokumenty w sprawie eutanazji. - Myśl o tym daje poczucie ukojenia. Wiem, kiedy więcej nie dam rady, dlatego podpisałam je. W moim stanie żyje się z dnia na dzień i trzeba cieszyć się małymi przyjemnościami. Kiedy przyjdzie dzień - kiedy będę miała więcej złych dni niż dobrych - zawsze mam zgodę na eutanazję.

 

Miasto Diest wystawiło księgę kondolencyjną w ratuszu...

Comment

You must be logged in to comment. Register to create an account.