02 March 2020

 

Na stadionach w Niemczech ubliżają starszemu panu. Czym podpadł Dietmar Hopp?

 

Rafał Stec / 2 March, 2020

 

Ta historia będzie miała dalszy ciąg. Niekoniecznie tylko w środowisku Bayernu, którego prezes obwołał własnych fanów idiotami i de facto zapowiedział wydanie im wojny – podobne skandale wybuchają również na innych niemieckich stadionach.

W sobotę faworyt prowadził 6:0, więc na trybunach zajętych przez przyjezdnych z Monachium powinien trwać karnawał, ale ci woleli rozwinąć transparent, na którym ubliżali właścicielowi przegrywającego klubu od „skur...”. Dietmar Hopp to jeden z najbogatszych Niemców, posiadacz majątku przekraczającego według „Forbesa” 13 mld dol. Wywołuje kontrowersje lub wrogość od dekady z okładem – do czego jeszcze wrócimy.

Sędzia przerwał mecz. Wznowił go, gdy szmatę zdjęto – po interwencji Hansiego Flicka, czyli trenera monachijczyków, który wraz z asystentem i piłkarzem Davidem Alabą podbiegł do fanów. Wszyscy trzej zaczęli gestykulować, wrzeszczeć, byli wściekli. Kiedy transparent zawisł ponownie, pod niesubordynowany sektor ruszył już cały tłum z Bayernu – od zawodników, przez nowego członka zarządu Olivera Kahna i dyrektora sportowego Hasana Salihamidzicia, po wspomnianego prezesa Karla-Heinza Rummenigge.

Arbiter odesłał zawodników do szatni, a kiedy po kwadransie wrócili na boisko, spiker ogłosił, że jeśli wulgarne hasło zobaczy jeszcze raz, mecz zostanie ostatecznie zawieszony. Grę wznowiono od 77. minuty, lecz rywale uzgodnili, że będą już tylko oddawać sobie piłkę. I do końca przechadzali się po murawie, rozmawiali, obie bramki stały puste. Na pożegnanie oba zespoły zebrały się – otaczając Hoppa – i w geście solidarności podziękowały oklaskami kibicom gospodarzy.

 

Awans do Bundesligi jako hańba

 

Skąd wzięła się nienawiść, wyrażana również na innych stadionach, do 79-letniego obecnie biznesmena?

Gdyby odpowiedź maksymalnie zawęzić i podać formalny konkret, musielibyśmy cofnąć się do 2015 roku, gdy Hoppowi pozwolono przejąć większość głosów wśród udziałowców Hoffenheim. Niemieckie przepisy oddają pakiet kontrolny kibicom, którzy dzięki regule 50+1 rozstrzygająco wpływają na losy swojego klubu. W sporej mierze teoretycznie, bo menedżerskie funkcje pełnią regularni menedżerowie posłuszni komercyjnej logice, ale elementy realnej władzy mimo wszystko fani posiadają – to dlatego na najtańsze bilety na mecze Bundesligi stać każdego, kosztują one wielokrotnie mniej niż np. w lidze angielskiej.

Wyjątki stanowiły Bayer Leverkusen i VfL Wolfsburg, które w całości należą do koncernów – farmaceutycznego i samochodowego. Od konkurencji różnią się jednak tym, że tak było zawsze, oba kluby założyli pracownicy pobliskich fabryk. Specjalne traktowanie wynikało z tradycji, na którą powołują się zbuntowani kibice.

Decyzja o oddaniu pełnej władzy Hoppowi zalegalizowała jednak tylko stan faktyczny. Miliarder naraził się już wtedy, gdy zaczął obficie sponsorować drużynę z Hoffenheim – to była wtedy trzytysięczna wioska, potem została wchłonięta przez 35-tysięczne miasteczko Sinsheim – i w latach 2000-08 wydźwignął ją z piątej do pierwszej ligi niemieckiej. W sezonie poprzedzającym awans do elity piłkarze nasłuchali się, że wykonują haniebną robotę, bo grają dla drużyny bez jakiejkolwiek tradycji.

„Ten klub przynosi nam wstyd. Bayern zarabia pieniądze na wiele biznesowych sposobów. Hoffenheim wspiera zaledwie jeden sponsor. Oni nie mają nic wspólnego z futbolem, ale mogą sobie kupić, kogokolwiek zapragną. W Niemczech wywołają tylko powszechną antypatię” – pieklił się Christian Heidel, dyrektor generalny Mainz. Pieklił się, bo jego klub przegrał wyścig o Bundesligę, tracąc do nuworysza dwa punkty. Nie stać go było na luksusowe zakupy, bezsilnie patrzył, jak Hoffenheim płaci rekordowe na tym poziomie 10 mln euro za Carlosa Eduardo, reprezentanta brazylijskiej młodzieżówki.

 

Powolny wzlot na szczyt

 

Heidel zionął wściekłością, inni ochrzcili Hoffenheim niemiecką wersją Chelsea, jej właściciela ustawiając obok pożądających łatwego sukcesu parweniuszy w typie Romana Abramowicza. Tymczasem w bundesligowym debiucie piłkarze Hoppa na półmetku rozgrywek wzbili się na pozycję lidera. Nawiasem mówiąc, z czasem na ludowego trybuna, który przeciwstawia się agresywnemu kapitaliście, zaczął pozować Hans-Joachim Watzke, mało jeszcze obeznany z futbolem prezes Borussii Dortmund. I znacząco przyczynił się do eskalacji nastrojów.

Krytycy potężnie spudłowali. Rosyjski nafciarz wzbogacił się nagle, na prywatyzacji, a gdy zachciało mu się wielkiego futbolu, poleciał do wielkiego Londynu, kupił wielką Chelsea, która akurat awansowała do Ligi Mistrzów, i ruszył do hurtowego skupowania wielkich piłkarzy, bez słowa sprzeciwu za nich przepłacając. Wystrzelił na szczyt z dnia na dzień.

Hopp wolał dać frajdę ludziom z okolicy, w której się urodził. Zainwestował w Hoffenheim już w 1990 r., bo tam grał jako napastnik, zanim dostał robotę w IBM. Przejął klubik tak malutki (naturalnie amatorski), że równie dobrze mógł zacząć budowę w szczerym polu.

W jego życiu w ogóle trudno znaleźć punkty styczne z karierą i upodobaniami Abramowicza, efekciarza kolekcjonującego jachty dłuższe niż boisko piłkarskie. To zaangażowany społecznik, założyciel fundacji wspierającej domy starców, hospicja, przedszkola i szpitale. Swego futbolowego pałacu nie wyczarował machnięciem obłożonej milionami różdżki, lecz wznosił go cegła po cegle przez blisko dwie dekady. Do nieciekawej powolności przywykł w biznesie – firmę SAP wraz z dwoma wspólnikami też budował od zera.

Zanim w 2015 r. został formalnym posiadaczem klubu, wpompował w niego ponad 350 mln euro. Od tamtej pory sporo się jednak zmieniło – Hoffenheim osiągnęło samowystarczalność, nie próbuje agresywnego finansowego ataku na szczyt Bundesligi, za to stało się ośrodkiem innowacji i edukacji młodzieży, na którym korzysta cały niemiecki futbol. A Hopp zasadniczo nie wtrąca się do zarządzania klubem.

Mimo to kibice protestują. Tak samo jak przeciw Rasenballsport Leipzig, który przed dekadą jeszcze nie istniał, a obecnie pruje ku ćwierćfinałowi Ligi Mistrzów i usiłuje zdetronizować w kraju Bayern – dzięki gigantycznym nakładom Dietricha Mateschitza, właściciela koncernu Red Bull. On też złamał zasadę 50+1, ale znalazł sposób, by trzymać się litery prawa. Gdzie indziej fani za członkostwo w niemieckim klubie płacili po kilkadziesiąt euro rocznej składki, tymczasem współwłaściciele RB Leipzig zaczęli płacić po milionie. I akcjonariuszami zostało niemal wyłącznie kilkanaście osób zatrudnionych w Red Bullu.

Też są, delikatnie mówiąc, nielubiani. Kibice z Lipska cieszyli się, że na enerdowskim wygwizdowie pojawiło się widowisko sportowe na europejskim poziomie, ale na wyjazdach bywali nawet bici.

 

Głęboki wstyd Bayernu

 

Rywale zwyczajnie boją się nowobogackich – Hopp i Mateschitz dysponują zasobami prawie bez dna, można je przewalutować na atuty sportowe – ale hałaśliwie manifestują głównie obrzydzenie. Dla tworów „sztucznych” i „plastikowych”.

W minionych latach na wroga publicznego numer jeden awansowało RB Leipzig, ale ostatnio więcej agresji wyzwala właściciel Hoffenheim – m.in. dlatego, że stanowczo reaguje na obelgi. Wskutek jego skargi kibicom z Dortmundu już jesienią 2018 r. zabroniono przyjazdu na stadion jego zespołu. Niedawno tę karę odwieszono, bo zwolennicy Borussii wrócili do wyzywania biznesmena, a w innych miastach trybuny zaczęły się z banitami solidaryzować. Tydzień temu sędzia zawiesił na kilka minut mecz w Mönchengladbach, gdzie wywieszono flagę, na której umieszczono twarz Hoppa na muszce karabinu. Nazajutrz po skandalu w Monachium gra była wstrzymywana w Berlinie, arbiter interweniował także w Dortmundzie. Wszędzie do zdrowego rozsądku widzów apelowali zresztą piłkarze, potem popierali ich klubowi działacze.

– Jest mi głęboko wstyd. Nie ma żadnego wytłumaczenia dla tego, co widziałem na trybunach – mówił w sobotę Rummenigge. – Futbol pokazał swoją brzydką twarz. Mam nadzieję, że incydent sprowokuje władze niemieckiego futbolu i Bundesligi do radykalnych zmian, bo zbyt często przymykaliśmy oczy na to, co dzieje się na niektórych trybunach. Idioci nie powinni mieć wstępu na stadion. Wszystko sfilmowaliśmy i zareagujemy stanowczo w stosunku do osób, które uderzyły w wizerunek Bayernu – perorował monachijski prezes.

Kilka godzin później klub ogłosił, że wszystkich winnych zidentyfikowano, ich dane zostaną przekazane odpowiednim organom, zapadną wyroki. Kto mógł, przepraszał też Hoppa, który uchodzi za wybitnie zasłużonego dla swojego regionu. Nawiasem mówiąc, jego firma sponsoruje również Bayern, a klub z Hoffenheim zatrudniał w przeszłości... obecnego trenera monachijczyków.

– Dojrzewałem tutaj, Dietmara Hoppa znam od 20 lat. Przykro mi, bo wiele zrobił dla lokalnej społeczności. I niewykluczone, że na jego działalności zyskały także rodziny tych, którzy go obrażali. Np. chorzy na raka – mówił Hansi Flick. A kapitan Hoffenheim Benjamin Huber ocenił, że dzięki zachowaniu piłkarzy obu stron mecz był wydarzeniem historycznym...

 

1 comment

#1, by rubyred, on 17 March 2020, 5:06 pm

Mr Hopp's company (CureVac) is working on coronavirus vaccine..

https://www.nbcnews.com/news/us-news/germany-tries-stop-trump-luring-away-firm-working-coronavirus-vaccine-n1159426



Comment

You must be logged in to comment. Register to create an account.